niedziela, 20 listopada 2011

Historia mojej laktacji

I tak chciałam się poskarżyć w tym temacie, może trochę później ale Hafija swoim postem zmotywowała mnie do zrobienia tego już!
Założenie i nastawienie było takie ze będę karmić piersią tak długo jak się uda.
Początek był rewelacyjny!
Rzeka pełna mleka!
Ponieważ dziecię moje w nocy śpi jak susełek, po końcu karmienia około 22 i pierwsza pobudka była ok 3, ja budziłam się zalana mlekiem po pas! 
Młoda jadła ile chciała, oczywiście najchętniej non-stop przy cycuchu.
2 tygodnie po wyjściu ze szpitala byłyśmy na kontroli lekarskiej i dziewczę przytyło 600g w stosunku do wagi z "wyjścia".
Trafił nam się w międzyczasie zator - matka padła z temperaturą 39 stopni na 2 dni
Trafił nam się obgryziony sutek który do dziś jest obolały i nie wszystkie pozycje są dobre do karmienia.
Mimo wszystko jechałyśmy na cycuchu.
Gdzieś około 4 tygodnia zaczęła marudzić, miała tylko krótkie drzemki w ciągu dnia, zaczęła pokazywać nerwy po jakimś czasie jedzenia.
I zaczęły sie domysły w czym problem?
Dziecko najedzone, przytulone do cycucha, pielucha sucha a tu nerwy!
Kupiliśmy wagę  i okazało się że Młoda stanęła na wadze.
Znowu lekarz - kazał dokarmiać 30-50 ml mleka w prochu po każdym jedzeniu cycucha - ale moje dziewczę miało w nosie smoczki!
Nawet jak cycuch był tak zjedzony ze każde przystawienie skutkowało pojawieniem się gwiazdek przed oczami, próba nakarmienia ściągniętym moim mlekiem kończyła się niczym.
Po prostu nie potrafiła poradzić sobie ze smoczkiem.
Po kolejnych 2 tygodniach tatuś zabrał nas do innego pediatry żeby inna mądra głowa spojrzała na problem bo matka w nerwach, dziecko w nerwach a dwie kobity marudy w domu to juz za duzo atrakcji.
Pan doktor obejrzał małą ze wszystkich stron, pozaglądał w gardło, uszy, nosek, obsłuchał i nie stwierdziwszy nic niepokojącego kazal przystawic do piersi.
Po chwili mała  zaczęła sie denerwować i kolejny raz usłyszałyśmy ze po prostu malo jedzenia i należy dokarmiać butlą.
Ale nakarm tu butlą jak dziecko nie chce!
Wracając wstąpiliśmy do kolegi który obiecał poratować "super - smoczkiem".
Jego dziewczę, starsze od Julki o 2 m-ce od początku musiało być karmione butlą i również smoczek był "bee".
I tak oto 28.10 wieczorem nasz pociecha wciągnęła swoją pierwszą butle przez smoczek LOVI:
 A wciagnęla calkiem sporo bo aż 100 ml (+ cycuchy).
Odtąd 2-3 razy dziennie oprócz piersi musimy dokarmic sie sie sztucznym mlekiem.
Źle mi z tym bo miała byc tylko pierś a tu niestety, nie wiadomo dlaczego mleka  mało.
Nie stosuje diety odchudzającej, piję dużo wody, herbatek koperkowo - rumiankowych, CHCĘ mieć dużo mleka - wiec o co chodzi???? 
Rozmawiałam z doradcą laktacyjnym i poradziła mi żeby dodatkowo ćwiczyć z laktatorem .
Niewiele to pomogło.
Od kilku dni jednak widzę jednak blade światełko w tunelu - mleko troche szybciej sie zbiera i np w ramach kolacji Julka dojada tylko np 60 ml sztucznego mleka - a jadała  już i 120 ml!
Oby to tylko nie było chwilowe ......
Nie mam już pomysłu za to nerwy coraz większe! :(

poniedziałek, 7 listopada 2011

Jestem! O porodzie.

Julka przyszłą na świat 10 września w sobotę o godz. 21:55 w Szpitalu Bielańskim!
Poród był wbrew moim obawom (wręcz panice) szybki i sprawny.
5 września (jeden z terminów) byłyśmy na KTG które jednak nie wykazało chęci wyjścia mojego dziecka, potem 8 września podobnie i koleją kontrolę miałyśmy w sobotę 10 września.
Noc z piątku na sobotę była trochę ciężka - nie to żeby jakieś bóle czy skurcze ale nerwy nie dawały mi spać.
W sobotę do godziny 14 były jakieś 4 super lekkie skurcze, tak ze nawet za bardzo się nimi nie przejęłam.
Do samochodu wsiedliśmy o 14:30 i przez godzinę drogi do szpitala dopadły mnie już "stosownej siły" 4 skurcze!
O 16 leżałam na KTG, potem badanie i okazało się że już 3 cm rozwarcia!
Potem jeszcze przebieranie, wypełnianie papierków i o 18 leżałam na porodówce.
Położna zaproponowała znieczulenie ale uznałam ze jeszcze wytrzymuje.
O 18:30 jednak poddałam się bo przy skurczu żołądek mi sie buntował i wolałam nie ryzykować dodatkowych atrakcji.
I tak oto 2 godziny przeleżałam czytając książkę i  dyskutując z Małżem ;)!
o 20:30 niestety znieczulenie zaczęło odpuszczać i zaczęła sie akcja!
Położna zrobiła badanie i zakomunikowała ze mamy juz 8 cm i ze dalsze znieczulenie nie przysługuje! 
Własciwie dopiero wtedy odeszly mi wody.
O 21 akcja rozwinęła sie już na dobre, skurcze parte nieźle mi dawały po głowie, Młoda przeciskała sie na ten świat z wielką siłą. Wyprosiłam Małża za drzwi zeby chłopina nie mial traumy przez następne lata ;)!
Niestety skurcze były troche za krótkie i położna wpakowała mi oksytocynę zeby je wydłużyc.
Nie miałam głowy żeby protestować.
Potem poszło juz szybciutko - o 21:55 patrzyłam ze łzami w oczach na malutką główkę leżąca na moich piersiach.
Potem ciąg dalszy porodu i szycie bo bez cięcia sie nie obeszło i 2 godzinny leżenia.
Przez ten czas burza uczuć i myśli!  Młodą zabrali na oddział noworodków żeby do końca ją obrządzić i trochę ogrzać a ja zbierałam sie powoli.
Po tych 2 godzinach mogłam przejść na sale ale tu mała niespodzianka - zasłabłam w łazience i dobrze że zdążyłam uchylić drzwi - Małż był przy mnie w 2 sekundy znając moje tendencje do zasłabnięć (nie raz juz łomotnęłam)  pozbierał mnie z podlogi razem z pielęgniarkami.
Odwieźli mnie na sale i położyli do łózka ale kto by tam spał po takim przeżyciu!
Do rana przeleżałam i o 6 zwlokłam się z łózka i poszłam umyć.
Ledwo wróciłam do łóżka z mroczkami przed oczami.
Ponieważ nie mogłam doczekać się kiedy zobaczę Julkę, uznałam ze może uda mi sie dojść do noworodków ale niestety, w połowie korytarza znowu odleciałam.
Julkę dostałam dopiero w południe - to było kolejne przeżycie - Moja Mała Istotka :)!
Zaczęłyśmy poznawanie się :) - pierwsza próba jedzenia, pierwsze przewijanie (przez tatusia), pierwsza nieprzespana noc (obie nie wiedziałyśmy co zrobić) i oczekiwanie na wtorkowy powrót do domu.

Podsumowując:
- właściwie każdej rodzącej mogłabym życzyć takiego porodu - szybko i właściwie niecałe 1,5h "akcji własciwiej"
- szkoła rodzenia niewiele się przydała - owszem miałam świadomość ze powinnam oddychać w określonym tempie, ale sorry - nie da się koncentrować na oddechu w pewnych chwilach - w każdym razie ja nie dałam rady; poza tym ćwiczenia na lalce tez nijak sie mają do żywego stworzenia ktore nie jest nieruchome i kazda akcja w jego kierunku wywyłoje reakcje
- ponieważ poród był krótki nie zwróciłam na to szczególnej uwagi ale na porodówce nie zauważyłam pomocy typu drabinki, wanna itp - raptem jakaś piłka leżąca w kącie
- moim zamiarem było karmić piersią od początku a tu panie przy "wydawaniu" poinformowały mnie że dziecko nie chciało im jeść z butelki!!! (ot mądra dziewczynka ;)) 
Pewnie cos jeszcze przyjdzie mi do glowy to dopiszę w kolejnych postach.

Na razie upajam sie widokiem mojego małego Pyszczka :)!